Kanada – Whitney i pierwszy dzień w kanoe
Po załatwieniu wszystkich formalności, zostałem przewieziony do Whitney gdzie pan zwodował mój kanoe. Na początek zadał sakramentalne pytanie czy już pływałem kanoe i czy wiem jak się pływa..po krótkim namyśle odpowiedziałem, że tak. W sumie nie skłamałem. Z tym, że ostatni raz w kanoe siedziałem lat temu 25 i to jako dziecko. Po pierwszych metrach pokonanych w kanoe moją teoria wiosłowania całkowicie się nie sprawdziła..okazało się że nie da rady wiosłować raz z jednej raz z drugiej strony. Metodą prób i błędów odnalazłem prawidłową metodę i po godzinie pływałem jak zawodowiec, a może lepiej napisać prawie jak zawodowiec.
W ciągu paru dni miałem pokonać 60km po jeziorach w tym 13km przeniosek czyli miejsc gdzie trzeba przenosić kanoe (od taki koloryt tego regionu). Trasa nie była trudna, natomiast olbrzymią zaletą tego rejonu było to, że odwiedzony przeze mnie region był bardzo mało popularny. Prze pierwsze 3 dni spotkałem tylko 1 osobę. Po drodze nie było żadnych osad ludzkich, natomiast dwa razy widziałem łosie.
Trasa wycieczki.



Wysiadam z kanoe i przede mną pierwsza przenioska, niektóre miały 2km. Jako, że za jednym razem nie byłem w stanie przenieść wszystkich rzeczy zdarzało się, że na przeniosce robiłem i 10km (te 10km zrobiłem jak musiałem się wracać 2km i szukać GPS którego zostawiłem przy wyciągania kanoe z wody) 🙂

Wydawać się może, że roślinność powinna być taka jak w Polsce, bo przecież to prawie ta sama szerokość geograficzna. Teoretycznie tego powinniśmy się spodziewać jednak oprócz dobrze znanych gatunków rosły tutaj zupełnie mi nieznane drzewa. Przykładem może być widoczny na zdjęciu (prawdopodobnie) świerk czerwony.
