Skuterem po Bali – odgrzewany kotlet
Po ostatniej wizycie w indonezji napisałem artykuł o naszych (bo byłem z 8 letnią córka) wyczynach na Bali. Myślałem, że artykuł zainteresuje rodzime czasopisma motocyklowe ..niestety nie zainteresował, tak więc publikuje ten artykuł na blogu. Mam nadzieje, że może was zainteresuje, acha bierzcie poprawkę na to, że artykuł miał być napisany do czasopisma motocyklowego tak więc dużo w nim kolokwializmów i nie ma w nim filozoficznych uniesień – po prostu miał trafić do przeciętnego motocyklisty
Co do zdjęć to proponowane zdjęcia do artykułu można obejżeć tutaj Z D J Ę C I A
Doświadczenie w jeździe na skuterach (jak również na innych jednośladach) przed wyjazdem na wakacje miałem delikatnie mówiąc mizerne (no, może z wyjątkiem roweru, którego jestem dość częstym „użytkownikiem”) – jedynie parę krótkich okrążeń po osiedlowej drodze na maszynie kolegi.
Pomimo tego chęć sprawdzenia się w warunkach bojowych była duża i uznałem, że chęciami nadrobię braki w technice. Wewnętrznie byłem przekonany, że bez problemów mogę jeździć po drogach na Bali gdzie wybierałem się na urlop z 8 letnią córką.
Warunki do doszlifowania swoich umiejętności jeździeckich na wyspie dla młodego adepta jednośladów są wręcz idealne. Ruch w Indonezji jest lewostronny, na ulicach 90% pojazdów to skutery albo motocykle, mało kto bierze na poważnie przepisy ruchu drogowego, temperatura nigdy nie spada poniżej 25C (nawet w nocy i w trakcie deszczu) i co najważniejsze, w każdej ‚dziurze’ można pożyczyć niezbędny sprzęt.
Swoją pierwszą potyczkę z jazdą w terenie podjąłem w Ubud – kulturalnego centrum wyspy, mekce turystyki masowej. Za symboliczną kwotę 40tyś. lokalnych papierów (równowartość 12zł/dzień) mieliśmy przed sobą śliczniutkiego rumaka ze stajni Yamaha. Był to model Nouvo, 115cc o mocy aż 9KM i prędkości maksymalnej 120km/h. Moje wcześniejsze doświadczenia ograniczały się do 50cc i uznałem, że 115cc to poważny nobilitacja. Ciekawostką tego motocyklu jest to, że Nouvo został wyprodukowany specjalnie na rynek Azji południowo-wschodniej. Tak więc był gotowy do jazdy po solidnych dziurach i przewozu do 5 osób o czym co prawda nie wspomnieli w instrukcji, ale patrząc na innych uczestników ruchu musieli to wziąść pod uwage przy jego konstruowaniu.
Tubylec wypożyczający sprzęt na dzień dobry udzielił paru istotnych uwag. Doradził używanie tylko tylnego hamulca ze względów na to, że przedni nie zawsze działa. Dodatkowo spytał się czy posiadam przy sobie międzynarodowe prawo jazdy, całe szczęście miałem. W przypadku kontroli drogowej bez międzynarodowego prawka jak stwierdził ‚nieuchronna byłaby łapówka albo miałbym duże nieprzyjemności’. Odradzał również używanie j.angielskiego (który jest popularny wśród mieszkańców Bali) przy rozmowie z policjantami. Najlepiej udawać przysłowiowego ‚Greka’ albo jeszcze lepiej ‚Polaka’ co uchroni przed próbą wyłudzenia łapówki.
Po przeszkoleniu teoretycznym zaczęła się część praktyczna. Pan upewnił nas, że skuter jest na paliwo płynne pokazując pełen bak i że nie trzeba zmieniać biegów, co przyjąłem z niepisaną radością.
Byliśmy w Azji, jednak przynajmniej niektóre przepisy trzeba przestrzegać, tak więc nałożyliśmy kapelutki, które zostały dostarczone w komplecie z maszyną. Kaski te doskonale chroniły nas przed tropikalnymi promieniami słonecznym jednak na tym ich ochrona się chyba kończyła. Przynajmniej takie miałem wrażenie po analizie ich wykonania.
Odpaliłem silnik i gaz…
Nasz ‚żuczek’ połykał kolejne kilometry łapczywie wdychając wilgotne tropikalne powietrze. Początek był dość ciężki, musiałem powtarzać po cichu ‚trzymaj się lewej strony, lewej strony’. W tym miejscu warto napisać parę słów o stylu jazdy Indonezyjczyków. Generalnie faktycznie starają się praktykować ruch lewostronny, chociaż bywały wyjątki. Przy mijaniu innego uczestnika ruchu zwykle wciskają delikatnie klakson – coś w rodzaju przywitania. Ruch na głównych drogach jest dość spory, co parę sekund albo my mijaliśmy kogoś albo ktoś nas mijał i zwykle to było spotkanie ze innym skuterem. Nie ma co się dziwić, ilości skuterów w Azji jest olbrzymia. Ze względu na kosmiczne ceny samochodów w zestawieniu z lokalnymi zarobkami jednoślady traktowane są jako odpowiedniki naszego samochodu i to ze wszystkimi implikacjami. Nieraz widzieliśmy pięcioosobowa (!!) rodzinę na jednym skuterze, jednak najbardziej ekstremalny obraz jaki widzieliśmy to małżeństwo jadące na skuterze gdzie ojciec trzymał jedną ręką kierownicę a drugą paromiesięcznego bobasa i tak zasuwał 50tką.
Można się przekonać na Bali, że oprócz przewozu osób skutery idealne nadaje się do transportu różnych rzeczy wliczając w to grube bele z trzciny, stoiska sklepowe czy co nas najbardziej urzekło to przymocowane do bagażnika grill pozwalający bez demontażu smażenie kukurydzy prosto na maszynie.
Następną ciekawostką są stacje benzynowe. Można wyróżnić dwa rodzaje: w formie stoiska ze szklanymi butelkami (tu człowiek przynajmniej wie co znajdzie się w baku) oraz cywilizowane z dobrze nam znanymi dystrybutorami. Jedyna różnica w porównaniu z naszymi normalnymi stacjami jest to, że właściwie na każdej jest odrębny dystrybutor dla jednośladów z panem, który pomaga w operacji tankowania. Powracając do naszej wycieczki, to w ciągu dwóch dni zrobiliśmy 180km (przy czym jednego dnia 40km a następnego 140km). Dzięki naszemu rumakowi mogliśmy zobaczyć wiele oddalonych od siebie miejsc. Wliczając w to jaskinie Goa Gajah będące podobno odciskiem paznokcia legendarnego wielkoluda, Yeh Pulu z 25m płaskorzeźbą, XIV wieczne świątynie Pusering Jagat, czy też położoną w grocie świątynie Goa Lawah. Ciekawostką tej ostatniej jest parę tysięcy nietoperzy, które wiszą na suficie groty. Oprócz świątyń zrobiliśmy dłuższa wycieczkę w okolicy wulkanu Gunung Batur i zupełnie przypadkiem wzięliśmy udział w lokalnym pogrzebie a właściwie kremacji (w trakcie uroczystości moje dziecko stwierdziło, że jest wesoło jak na pogrzeb) i dwóch innych niezidentyfikowanych uroczystościach. Jako że skuterem jeździliśmy po mniej uczęszczanych drogach innych turystów właściwie nie spotykaliśmy i na wszystkich uroczystościach byliśmy jedynymi białymi przez co mieliśmy 100% pewność, że nie bierzemy udziału w ‚cepeli’. Dodatkowe pozytywne doznania dostarczyło śmiganie po winklach dróg położonych pomiędzy tarasami pól ryżowych.
Dwa dni w siodle pozwoliło zapoznać się z prawdziwym obliczem wyspy, które jest trudno dostępne dla turysty poruszającego się wyłącznie transportem publicznym. Co dodatkowo mnie ucieszyło nie wiązało się to z ogołacaniem portfela bo chyba 12zł. za cały dzień przyjemności to niezbyt wiele.
Najważniejsze informacje:
Ruch na Bali jest lewostronny. Na wyspę warto zabrać ze sobą międzynarodowe prawo jazdy. Cena paliwa to około 5000 rupi/litr równowartość okólo 1.5zł. Wypożyczenie skutera z ubezpieczeniem to 40tyś. rupi/dzień czyli 12zł. Przed jazdą warto wysmarować się dobrze kremem z filtrem – Bali jest prawie na równiku i słońce smaży niemiłosiernie.
Ciekawy post, dodalem twoj blog do ulubionych, bede tu teraz wpadal czesciej, pozdrawiam